Nie tak miał wyglądać mój pierwszy wpis na blogu...
Ważne, że wreszcie jest, bo miał powstać jakieś dwa lata temu ;-)
Ten dystans nie był przeze mnie planowany.
Wyjeżdżając myślałem o zrobieniu kilku wieczornych kółek - nowa ścieżka wokół Zalewu nadaje się do tego prawie idealnie. (Dlaczego prawie napiszę następnym razem.)
50 km rowerem - błędy
Wyszła życiówka, ale nie obyło się bez błędów, które - oczywiście - trzeba wyeliminować następnym razem.
- Nie naładowałem się węglowodanami przed startem ;-))))))))))))
- Nie zapewniłem sobie obsługi ekipy. ;-))))))))))))
Dwa punkty z wodą byłyby okej, a tak skazany byłem na jeden bidon, który używany oszczędnie i tak skończył się za wcześnie. - Nic nie zjadłem.
Nauczony doświadczeniem zawsze wożę coś energetycznego by nie odcięło prądu, ale wczoraj - jak żółtodziób - zapomniałem zjeść.
Inna sprawa, że organizm się nie domagał - pewnie dlatego, że tuż przed wyjazdem znalazłem coś słodkiego w domu... (Jednak były węglowodany?!)
Rekord życiowy: 50 km ze średnią 28 km/h
Jeździłem już szybciej - mówię o dystansie 50 km, ale to nie była samodzielna jazda, a trzymanie się na kole kolegi, którego zadaniem było zwalniać, gdy przestanie słyszeć mój oddech.
Pozdrawiam kolegów AO oraz GP.
Pierwszy rekord pochodzi sprzed dwóch lat i wynosi 26 km/h.
Jechałem swoją trasą, ale po drodze miałem doping w postaci rodziny: przez jakiś czas jechali za mną / obok mnie samochodem i dodawali energii :-)
Wówczas jeszcze nie potrafiłem prawidłowo jeździć rowerem (kolejny artykuł musi być: zmiana biegów, kadencja).
Efekt był taki, że nogi bolały mnie tak bardzo, że miałem spore kłopoty np. z chodzeniem po schodach, a przez kolejne dni nie wsiadłem na rower (co też było błędem).
Po wczorajszej jeździe, oczywiście czuję, że mięśnie nóg się napracowały, ale to nic w porównaniu z początkiem przygody z rowerem. Poza tym mięśnie ciągle przypominają o tej życiówce ;-)
Doping pomaga, a rywalizacja jeszcze bardziej
Jak już pisałem, te 50 km to przypadek.
W tym przypadku nie byłoby pewnie takiego wyniku, gdyby nie:
- doping Kolegi z Kolarką, którego pomyliłem z AO, a którego widuję, gdy już odpoczywa zawsze na tej samej ławce, jak rozumiem po przejechaniu swojej trasy.
- ściganie z Koleżanką z Lemondką, która fajnie śmigała z przeciwnego kierunku.
Raz, że chyba oboje nieźle kręciliśmy, a dwa, że bardzo miło jest wymieniać pozdrowienia w czasie mijania. - Kolega z Woli Makowskiej, który wsiadł mi na koło i na pewno spowodował, że kręciłem szybciej ;-)
Spotkaliśmy się kiedyś na szosie: on wracał ze swojej 50 i dokręcił jeszcze ze mną 25...
To dzięki Koledze z Woli Makowskiej zauważyłem, że przejechałem już osiem okrążeń i postanowiłem dokręcić dystans do 50 kilometrów.
50 km ścieżką rowerową przy Zalewie w Skierniewicach
Pomiar - Endomondo
Dystans - 50 km
Czas jazdy - 1g:47m:42s
Średnia prędkość - 27,96 km/h
Ilość okrążeń - 10 z hakiem
Zobacz moją całą trasę na Endomondo.
Krew, pot i łzy
Na szczęście nie było ani krwi, ani łez!
Pot był!
Było mnóstwo potu. Zobaczyłem go dopiero, gdy zatrzymałem się (bezpiecznie, pod latarnią), by wyłączyć Endomondo. Cały parowałem...
Podsumowując moją trasę wokół Zalewu...
...warto zauważyć, że odstęp między rekordami prędkości to dwa lata.
Czy w tym czasie nie robiłem takich tras?
Oczywiście, że robiłem, ale nie zawsze sam i nie biłem wtedy rekordów ;-)
Po prostu jeżdżę dla siebie, a nie dla rekordów.
Jasne, patrzyłem na licznik, bo to jest jakaś motywacja i widać postępy, ale przyjemność z jazdy jest najważniejsza!
Informacja dla drużyn kolarskich
Rozumiem, że po przeczytaniu tego tekstu zapragnęliście mieć mnie w swoim teamie.
Przykro mi!
Jeżeli kiedykolwiek wystartuję w jakimś wyścigu to w barwach Fit SKC.
Dopuszczam jednak myśl, że nazwa mogłaby brzmieć CCC Fit SKC, Team Sky Fit SKC czy np. Porsche Fit SKC.
;-)
Czy dołączyłeś do skierniewiczan na Endomondo?
Jeśli nie możesz to zrobić w tej chwili.
Nie chodzi o jakąś rywalizację - bardziej o motywację. Zapraszam do grupy, jest nas teraz 50 osób.