Koszt alternatywny

Koszt alternatywny

Koszt alternatywny możemy określić inaczej jako "koszt utraconych możliwości".
To coś, co omija nas w życiu przez wybór innej opcji. W banalnym przełożeniu praktycznym - masz wolny weekend i wyjeżdżasz w góry. Kosztem alternatywnym jest to, że mogłeś wylegiwać się na sopockiej plaży bądź żeglować na Mazurach, ale ani morza, ani jezior - nie wybrałeś. Dzisiaj chcę przełożyć Ci koszt alternatywy na to, co możesz tracić - a nie musisz - dążąc do formy idealnej.

Reklama Google. Nie zawsze jest fit ;-)

Do czego nam potrzebna forma idealna?

Na wstępie warto sobie zadać pytanie, co jest ideałem i właściwie - po co chcemy tę formę idealną osiągnąć? Dzisiaj wzorem stały się sylwetki żywcem wyjęte ze sceny kulturystycznej. Już nawet bardzo młode osoby zaczynają łaknąć takiego wizerunku swoich sylwetek. Nasiliła się moda na bikini fitness. Ostatecznie co drugi profil w mediach społecznościowych, który jeszcze do niedawna obfitował w hasztagi #fit i #healthy, teraz aż bije hasłami #soon #bikinifitness.
Nigdy nie zaprzeczę temu, że warto mieć w głowie zarys sylwetki, do której chcielibyśmy dotrzeć, jak i również parę prostych wytycznych: ile jesteśmy w stanie poświęcić, jak wysokie miejsce to marzenie zajmuje w naszym życiu, jaką cenę jesteśmy gotowi ponieść i co właściwie sylwetka ma nam zapewnić. Każdy z nas musi zdać sobie sprawę, jak ciężko nasz potencjalny ideał pracował, ile czasu temu wszystkiemu poświęcił, jak wyglądało jego życie podczas przygotowań i niestety - co stracił.
Prawda boli, jednak przygotowanie do zawodów, zawsze niesie za sobą pewne ograniczenia, w jakiś sposób wyłącza człowieka z codziennego życia, odbiera mu bezpowrotnie dane chwile.

Odległość jak z Warszawy do Rzymu dzieli sylwetkę ze sceny od zwyczajnego: dobrze wyglądać. Ten nagły kanon, który utarł się w błyskawicznym tempie, poza obsesyjnym dążeniem do wymarzonej sylwetki, stworzył jeszcze coś - wieczne niezadowolenie z siebie. Zobacz, jak wiele kobiet nie pozwala sobie na stwierdzenie: Jestem piękna, z miejsca wytykając punkty, który w jej mniemaniu nie są idealne, wymagają poprawy.
Patrzysz, szukasz - i nie widzisz ich. Ona tak. Ona myśli, że wciąż robi za mało. Ona najchętniej wykonywałaby trening codziennie, dowalając sobie mocne ćwiczenia siłowe, a potem zarzynając się jeszcze godzinnymi aerobami. Ona znów obcina kalorie w diecie, bo nie schodzi. Ona traci miesiączkę, wygląda coraz słabiej, nie mówiąc o tym jak dzień po dniu fatalnie obniża się jej samopoczucie. Żyje w stresie, rzadko się uśmiecha, leci na kolejny trening, bo chociaż po nim przez chwilę czuje się lepiej. Tylko rano znów stanie na wadze, złapie za centymetr i zada sobie pytanie, co robi źle... I tu można pisać wiele, o tym jak się pogubiła.

Wracając do wcześniej postawionego pytania:

Co sylwetka, do której dążymy, ma nam zapewnić?

Przyznam Ci szczerze - gdyby te dążenia do coraz lepszej formy, miałyby mnie osobiście wyłączyć z codziennego życia i satysfakcji z innych aktywności, niż trening - zrezygnowałabym. Jest wiele rzeczy czy sytuacji, które cenię sobie o wiele wyżej. Niczym byłby dla mnie satysfakcjonujący wygląd, gdybym tak generalnie poza treningiem - była po prostu nieszczęśliwa. Z tym, że moje podejście, to postawa szarego człowieczka, który ani myśli wyjść na scenę.
Swoją sylwetkę buduję tak, by podobała mi się, ale nie tak, bym dostosowała się pod gusta sędziów - co wiązałoby się z większymi restrykcjami, ograniczeniami, wyrzeczeniami i jeszcze ciężką, bardziej żmudną pracą. Pracą, której pomimo tego, że naprawdę to uwielbiam - nie chcę wykonywać, bo jest zbyt wiele rzeczy poza tym, które chcę wykonywać, które mnie pasjonują bądź które po prostu sprawiają mi przyjemność, uszczęśliwiają, dodają na co dzień skrzydeł.
Gdybym chciała startować, ukierunkowałabym się na to w całości; ponieważ jest różnica pomiędzy wyjść na scenę, a wygrać - a zarówno jedno, jak i drugie wymaga poświęcenia, w pewnym stopniu wyeksploatowania organizmu, to lepiej wyjść z czymś więcej, niż samym doświadczeniem, wspomnieniem. Formę na scenę - zostawiam tym, którzy się tam pojawią i którzy pracują naprawdę tak, by wygrać. Ja? Trenuję, trzymam odpowiednią dietę, mam z tego fun, ale również... ŻYJĘ.

Wątek sceny oddaje ideę poświęcenia się dla sportu.

Czy nie będąc zawodowym sportowcem, nie mając na celu określonych sukcesów, zawodów, startów - jest sens pracować do granic możliwości ciężko? Z całą pewnością uważam, że absolutnie nie. Warto widzieć dużo rzeczy ponad tym, że należy słuchać siebie - swoich potrzeb oraz zachcianek. Dobre jest to, by mieć coś poza całym fit światem, opartym na treningu i pojemniku z przygotowanym jedzeniem. W porządku jest to, że wychodzimy czasem do kina i wsuwamy popcorn; albo wybieramy się ze znajomymi na pizzę; albo oglądamy film z litrowym kubełkiem lodów.
Balans odgrywa tu największą rolę. To właśnie on pozwala nam czasem odpuścić trening dla spędzenia wieczoru z książką, która absolutnie nas pochłonęła bądź poświęcenia odrobiny więcej czasu dla ukochanej osoby czy rodziny. Dzięki niemu nie robimy ponad własne siły, możliwości i za wszelką cenę, co by było wykonane i odhaczone na check liście danego dnia. To zdroworozsądkowe podejście do swojego życia umożliwia stwierdzenie, iż było dzisiaj naprawdę dobrze, nawet jeśli nie odbył się żaden trening.
Tą okrężną drogą, chcę skłonić Cię do refleksji i zrozumienia, iż sport nikogo z nas nie naznaczył, nie zmusił do gruntownego zmienienia swojego życia i nie odebrał poszczególnych zachowań czy preferencji. To nadal my - ten sam fundament. Ugruntowaliśmy go przez lata swojego dotychczasowego życia i powinniśmy bazować właśnie na nim, tworząc najlepszą budowlę, jaką jesteśmy w stanie. W tym porównaniu też można się rozwinąć. Możesz zbudować dom marzeń, na podstawie idealnego planu, z uwzględnieniem wszystkich swoich zachcianek - ale ostatecznie po prostu nie czuć się w nim dobrze. Tak samo jest z ciałem. Możesz mieć naprawdę idealną sylwetkę, ale być nieszczęśliwym człowiekiem.

Z domu się wyprowadzisz - ze swojego ciała nie! Dlatego zadbać o tym, byś dostarczał sobie mentalnie wszystkiego, czego trzeba Ci dla poczucia spełnienia, satysfakcji i zadowolenia z siebie. Pamiętaj o tym, że naprawdę KAŻDY z nas ma te chwile, kiedy nie chce być tym z siłowni, a osobą, która kocha, śmieje się, leży przed telewizorem, zjada bez wyrzutów (dwadzieścia) dwa kawałki ciasta.